czwartek

Five.



   Szarawe chmury kłębiły się na niebie, przysłaniając wiosenne słońce, a porywistość wiatru rosła z każdym jego podmuchem. Drobne kamyki, po których spacerowaliśmy, chrobotały przyjemnie pod naszymi stopami, komponując się z oddechami i świstem wiatru. Zerknąłem kątem oka na Annaleę i uśmiechnąłem się przelotnie na widok jej rozwianych włosów, z którymi nie mogła się uporać. Zauważyła moje spojrzenie i ułożyła usta w dzióbek, a jej nosek i policzki zabarwiły się na purpurowo. Uwielbiałem te momenty, kiedy mój wzrok bądź słowo sprawiały, że się rumieniła lub skromnie spuszczała oczy na swoje buty. Miałem wtedy wrażenie, że rzeczywiście mam na nią jakiś wpływ, że jakoś się liczę. 
   Nie mogąc dłużej się powstrzymać, zatrzymałem się, a ona, zdezorientowana, zrobiła to samo. Wyciągnąłem rękę w kierunku jej twarzy i wziąłem jeden z czekoladowych loków między palce, po czym założyłem za jej uszko. Starałem się nie patrzeć w chabrowe oczy lecz złapała moje spojrzenie i ściągnęła na siebie. Pływałem przez chwile w intensywności ich koloru, a ona posłała mi delikatny uśmiech i dotknęła mojego nadgarstka, który zawisł na wysokości jej policzka i swoimi długimi paznokciami podrażniła go lekko. A ja oszalałem, gdy milion mikroskopijnych iskierek oparzyło moją skórę. Oszołomiony, myśląc jedynie o bliskości jej ciała, położyłem długą dłoń na kobiecej talii i przyciągnąłem lekko do siebie, wyślizgując tym samym pierwszą z jej delikatnego uścisku. Moje palce wplotły się w czekoladowe loki, oczy ześlizgnęły na malinowe usta i nim zdążyłem się spostrzec…

 - Liam? – usłyszałem tuż nad sobą jej słodki głos i uchyliłem oczy. Sen. Niestety, tylko sen. – Zasnąłeś?
 - Nie – skłamałem i uniosłem się z jej kolan, by usiąść na ławce jak należy. Nie czując przy sobie jej ciepła, poczułem się dziwnie zagubiony. Jakby ktoś nagle odebrał mi zapaloną świecę i pogrążył w absolutnej ciemności. Przerażony przysunąłem się do niej jak najbliżej, zapominając o jakichkolwiek skrupułach, po czym zadarłem brodę ku górze i przyglądnąłem niebieskiemu niebu. – Rozpogodziło się.
   Przytaknęła lekko głową i uśmiechnęła się, zapewne na myśl o słońcu, które coraz przyjemniej ogrzewało nasze twarze. Po raz kolejny rozejrzałem się dookoła i musiałem przyznać, że miejsce było zachwycające. Duży, sztuczny staw pośrodku wielkiego parku, po którym pływały kacze mamy wraz potomstwem i pluskały się ryby, zewsząd otoczony był niewielkimi ozdobnymi drzewami. Przy żwirowym deptaku rosły różnej maści rośliny, a w koronach drzew świergotały ptaki. W połączeniu z rześkim powietrzem, które pachniało jeszcze deszczem i ciszą, miejsce to wydawało się wręcz bajką.
 - Uwielbiam ten park – powiedziała Annalea i odwróciła się moim kierunku. – Jak byłam mała, puszczałam po jeziorze papierowe łódki, a potem godzinami obserwowałam jak kołyszą się na wodzie. Zimą przychodzę tutaj, żeby karmić łabędzie.
 - Lubisz chyba Dartford, nie? – zapytałem, a ona skinęła lekko głową.
 - Nie znam innych miejsc – przyznała z westchnieniem. – Nigdy nie podróżowałam. Znam jedynie nieco Londyn i kilka pobliskich miasteczek. Ale… nie tęsknię za resztą świata.
 - I słusznie – wzruszyłem ramionami.
 - Co masz na myśli? – uniosła ku górze brwi i z uwagą mi się przyjrzała.
 - Byłem na każdym kontynencie – westchnąłem. – Widziałem niemal wszystkie największe atrakcje turystyczne świata. No i co mi z tego, skoro nawet nie mogę pojechać do Wolverhampton.
 - Okropne – powiedziała, a kącki jej ust powędrowały ku dołowi, nosek lekko się zmarszczył. – Nawet nie chcę o tym myśleć! Dobra, koniec smętów! Idziemy na najlepsze lody w okolicy!
   Wystrzeliła niczym proca do góry i pociągnęła mnie za sobą w kierunku wyjścia z parku. Potrząsnąłem lekko głową, by wyrwać się z rozanielenia i znów popatrzeć na świat swoim sceptycznym, zdystansowanym wzrokiem. Przy niej nie miałem prawa się czymś znudzić, ale wydawało mi się to nierealne. Moglibyśmy siedzieć jedynie i milczeć godzinami, a i tak płakałbym, że kiedyś musi nadejść koniec. Jej obecność mnie poiła, żywiła i pozwalała oddychać, cóż więcej było mi potrzebne?
   Idąc ramię w ramie do lodziarni, którą chciała mi pokazać, rozpiąłem zamek swojej kurtki i wsunąłem dłonie do kieszeni jeansów, a jej drobna postać przybliżyła się nieco ku mnie. Chwilę później poczułem na ramieniu uścisk i tak złączeni szliśmy wzdłuż długiej uliczki, mijając witryny małych sklepików.
 - Liam, tak właściwie, to skąd ten nagły pomysł na zrobienie mi niespodzianki? – zapytała mnie znienacka.
 - Nie podoba ci się? Wiesz, ja zawsze mogę sobie pójść… – powiedziałem niby naburmuszony i zacząłem skręcać lekko w prawo w kierunku ulicy.
 - Stój głupku! – zaśmiała się i przyciągnęła mnie z powrotem na chodnik. – Nie o to mi chodziło! Cholernie mi się podoba ta niespodzianka, po prostu jestem zaskoczona.
 - O to chodzi w niespodziankach – puściłem jej oczko. – Daleko jeszcze ta lodziarnia?
 - Zaraz za rogiem.
   Idąc dalej, zacząłem schodzić na tematy jej rodziny i nauki, planów na przyszłość, byleby odbiec od tych dotyczących mnie i mojej małej obsesji na jej punkcie. Przecież nie mogła wiedzieć, że przez ostatnie tygodnie umartwiałem się myśląc jedynie o kolorze jej oczu, falach włosów i wcięciu w talii. To do reszty zdruzgotałoby jakiekolwiek jej zdanie na mój temat. W tym momencie powinienem jedynie cieszyć się z tego, że ma ochotę się ze mną spotykać, co więcej, sama wychodzi z inicjatywą i ciągle się uśmiecha. A przecież o to chodzi w tym wszystkim, prawda?
   Gdy znaleźliśmy się na miejscu, wybraliśmy stolik najbardziej oddalony od wejścia, wgnieciony w kącik między fikuśną zieloną komodą a taboretem ze stojącym na nim eukaliptusem. Chwilę później pojawiła się młoda ruda kelnerka i wręczyła nam karty. Schowałem nos w swojej, ciekaw, co ciekawego mają do zaoferowania w tej kawiarence rodem z Alicji z Krainy Czarów. Czekałem jedynie, aż zaraz przykica tu biały królik w surducie i zaproponuje nam danie dnia, jednakże nic takiego się nie stało. Gdy uniosłem oczy znad spisu deserów, napotkałem jedynie przymrużone oczy swojej uroczej towarzyszki.
 - Czemu tak patrzysz? – zapytałem zdziwiony i odrzuciłem kawałek kartonu na błękitny obrus stolika.
 - To niesamowite – stwierdziła znikąd, unosząc ku górze brwi. - Nawet nie zauważyłeś jak tamta kelnerka pożerała cię wzrokiem.
 - Co? – zapytałem rozkojarzony i zerknąłem w kierunku lady, gdzie stała owa ruda dziewczyna w koronkowym fartuszku. Nawet nie patrzyła w moją stronę. – Przywidziało ci się.
 - Wątpię – zaśmiała się lekko, po czym wzruszyła ramionami. – Dobrze, pozostawmy to bez komentarza. Na co się zdecydujesz?
 - Chcę to co ty, zbyt duży wybór – odrzekłem, a ona uśmiechnęła się lekko, po czym skinęła na kelnerkę.
 - Poprosimy dwa razy Wiśniową Ambrozję – powiedziała do niej z lekkim uśmiechem, jednocześnie mierząc z góry na dół krytycznym spojrzeniem. Zasłoniłem usta dłonią, chcąc zasłonić uśmiech, który wdarł się na moje usta. Jej zachowanie było niesamowite.
   Gdy ruda odeszła, wybuchnąłem głośnym śmiechem, a Annalea kopnęła mnie lekko w kostkę czubkiem swojego buta.
 - Co ciebie tak bawi, hm? – rzuciła marszcząc nos, po czym zaczęła skubać serwetkę.
 - Twoje zachowanie – próbowałem opanować wargi, które wyginały się we wszystkie strony, lecz było to niemożliwe. – Urocze.
   Prychnęła jak kotka i utkwiła swój wzrok w jednym z naściennych obrazków przedstawiającym kolorowe samochodziki, lecz po chwili sama zaczęła się śmiać.
 - Dobra, to było dziwne – odpowiedziała, po czym znów wróciła spojrzeniem na mnie, tym samym opierając głowę na łokciu. – Przepraszam, ale takie farbowane rude działają mi na nerwy.
 - Mnie się podobało – odpowiedziałem, wzruszając ramionami i zerknąłem na jej drobne palce, maltretujące wciąż ten nieszczęsny kawałek papieru. Chwyciłem lekko za jego drugi brzeg i pociągnąłem w swoim kierunku, by odciągnąć go na bok, a gdy jej dłoń była wolna, musnąłem nadpobudliwe paluszki swoimi. Niepewnie zerknąłem na jej twarz i, ku swojemu zaskoczeniu, tym, co dostałem w zamian, był delikatnie zachęcający uśmiech.



-Greg? – zagaił nieśmiało Niall, podchodząc do drzwi sypialni jego brata. Zapukał lekko, jednakże nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Ponowił próbę nieco głośniej i stał przysłuchując się przez kilka dobrych minut, lecz starszy Horan wciąż go ignorował. – Otwórz, przecież wiem, że tam jesteś.
   Bo gdzie niby miał się podziać? Gregory w żadnym wypadku nie jest na tyle zwinny, by wyskoczyć z okna na piętrze i nie połamać sobie większości gnatów. Jednakże jest na tyle uparty, by milczeć, aż mu się nie odwidzi. Niall jednakże też miał w sobie coś z osła. Usiadł przy drzwiach  i głośno zakomunikował:
 - Będę tu siedział dopóki się nie odezwiesz.
   Po półgodzinie znudziło mu się oglądanie swoich paznokci i poprawianie sznurówek w butach. Pogrzebał w kieszeniach w poszukiwaniu swojego telefonu, jednakże jak na złość zostawił go w pokoju. Westchnął ciężko i gorączkowo zaczął myśleć nad tym, jak zmusić brata do wyjścia. Po chwili wpadł na genialny pomysł.
 - Ej, Greg, zaśpiewam ci coś – krzyknął, śmiejąc się przy tym. Doskonale wiedział, że wyprowadzi go tym z równowagi jeszcze bardziej, ale nic lepszego nie przyszło mu do głowy. – Może z repertuaru Justina Bieber’ a? You know you love me, I know you care! Just shout whenever, and I'll be there. You want my love. You want my heart. And we would never, ever, ever be apart…!
 - Kurwa, Niall, zamknij się! – wrzasnął, szarpiąc klamkę i zamaszyście otwierając drzwi. Uniosłem się momentalnie i stanąłem z nim twarzą w twarz. – Odpierdolisz się?
 - Nie – odpowiedział blondyn, unosząc ku górze brwi. – Możesz mi powiedzieć co ci odwala? Jakiś problem?
 - Jedynym problemem jaki od zawsze mam, jesteś ty – syknął szatyn, robiąc krok w kierunku swojego brata. Stanęli naprzeciw siebie, mierząc gniewnymi spojrzeniami. Niall czuł, jak krew buzuje mu w żyłach a poziom adrenaliny gwałtownie się podnosi. Niczym nie zasłuży sobie na takie traktowanie i niema zamiaru na to pozwalać.  – Po co tu przyjechałeś?
 - Y, bo to mój dom? – odrzekł, krzyżując dłonie na piersi. – Człowieku, co ci odbiło?!
 - Słuchaj, jeśli myślisz, że będziesz tu przyjeżdżał tylko po to, żeby zostać poklepanym po pleckach i usłyszeć, jaki to jesteś zajebisty, to jesteś w błędzie – warknął tamten. – Nie tęsknimy tutaj za tobą, gwiazdko, tak samo, jak i ty za nami. Więc najlepiej będzie jak zabierzesz swoją dupę w troki i wrócisz do Hollywood.
   Blondyn nie mógł uwierzyć w słowa swojego brata. Tak po prostu? Bez żadnych wyjaśnień z jakiego powodu…? Nie, to było ponad jego siły. Zacisnął pięści i skierował się ku schodom w dół, gdzie spostrzegł swoich rodziców stojących na schodach. Obydwoje patrzyli na swoich synów z dezaprobatą, nawet matka. Niall westchnął i wyminął ich bez słowa, po czym wyszedł z rodzinnego domu, trzaskając za sobą drzwiami. Co tutaj się do cholery dzieje?
   Skierował kroki do swojego ulubionego baru, który mieścił się kilka przecznic od ich domu. Usiadł przy najbardziej oddalonym stoliku i poczekał na kelnerkę. Kiedy się pojawiła, uśmiechnęła się do niego szeroko i poprosiła o złożenie zamówienia.
 - Poproszę Guinness’ a i duży kawałek ciasta borówkowego z bitą śmietaną i polewą czekoladową – powiedział na jednym wydechu, a dziewczyna zanotowała w notesiku i oddaliła się. Zawiesił wzrok na okrągłości jej bioder, opiętych w jeansach i westchnął ciężko. Nagle zachciało mu się wrócić do jego łóżka w Londynie, zaplątać w pościel z SpongeBob’ em. W tym momencie nie był pewien czy mógł nazwać Mullingar swoim domem. Nie tak wyobrażał sobie powrót do rodzinnego miasta.
   Kilka chwil później, gdy ładna kelnerka wróciła z jego zamówieniem, zatopił usta w ulubionym piwie i mimowolnie odpłynął myślami ku Alice. W tym momencie nawet perspektywa spotkania z nią wydawała mu się przyjemniejsza niż znoszenie awantur brata. Z resztą, spotkanie z długonogą brunetką, obdarzoną najcudowniejszą figurą świata... Niall wiedział, że mimo wszystkich decyzji, które podjął dla siebie i swoich przyjaciół, gdzieś w głębi jego podświadomości tkwi jej wiecznie roześmiana twarz, za którą rozpaczliwie tęskni. Nigdy nie kochał nikogo tak poddańczą i namiętną miłością. I w tym momencie wydawało mu się niemożliwym, bo coś podobnego mogło kiedykolwiek się jeszcze powtórzyć.


Telefon, którym obudził go przyjaciel zamienił jego dzień na istną katorgę. Harry doprawdy nie rozumiał, dlaczego Louis wymagał od niego tego typu rzeczy, ale czuł się w przyjacielskim obowiązku. Z resztą.. i tak nie miał nic lepszego do roboty. Wyplątał się więc z kołdry i naciągnął na siebie dres. Po zjedzeniu krótkiego śniadania i wypiciu mocnej kawy, wziął do ręki wielki worek na śmieci i ciągnąc go za sobą, zaczął wrzucać do środka wszystkie śmieci i resztki, które walały się po obydwu piętrach mieszkania. Kiedy worek wylądował w zsypie, otworzył na oścież wszystkie okna, wpuszczając do środka odrobinę świeżego powietrza, a następnie powycierał wszystkie meble, poodkurzał i pozmywał naczynia. Wychodząc na piętro, zajrzał po kolei do wszystkich pokoi. U Nialla kilka rzeczy walało się na podłodze, a większość mebli zajmowało zachomikowane jedzenie. Pozbierał pakowania po chipsach, a ciuchy powiesił na fotelu, po czym przeszedł do pokoju Zayna, gdzie łóżko wyglądało jakby wybuchła na nim bomba. Szybko pościelił je na nowo i otworzył okno, chcąc wywietrzyć śmierdzące lakierem wnętrze. W pokoju Liama oczywiście panował tak nienaganny porządek, że nawet nie musiał wchodzić do środka. Jednakże ciekawość nakazała mu zerknąć i uśmiechnął się widząc absolutny połysk. Doskonale wiedział, że najgorsze czeka go w jego własnej sypialni, którą również wypadałoby posprzątać. Dlatego odgarnął nogą rzeczy walające się przy samym progu i zaczął podnosić zużyte ubrania, po czym wrzucił je do kosza na pranie. Kolejno zbierał wszystko, dogrzebując się do łóżka, które dokładnie pościelił a następnie przepełzł miedzy gratami do biurka, na którym wyrosła wieża z brudnych talerzy. Na jej czubku stał kubek, a w środku niego ogryzek, który zakwitł i zapewne za kilka dni wyrosłyby mu nóżki. Skrzywił się z obrzydzeniem, po czym zniósł naczynia do kuchni i od razu się z nimi uporał. Kolejną godzinę spędził w swoim pokoju, doprowadzając go do porządku, a kiedy skończył, wszedł do sypialni Louisa, w której miała zatrzymać się Charlotte. Westchnął ciężko i poprawił jego pościel, po czym wyciągnął z komody wszystkie ubrania i przetransportował je na łóżko w pokoju Nialla, gdzie miały zostać do momentu, aż blondasek nie wróci. Kiedy cały dom był posprzątany, opadł zmęczony na sofę w salonie i włączył MTV, jednak nie chciało mu się oglądać kolejnego dokumentu o nastoletnich matkach. Poczłapał do łazienki, gdzie wziął krótki prysznic, ogolił zapuszczany od trzech dni zarost, po czym ubrał się w jeansy i zwykły podkoszulek. Zadzwonił do Pizza Hut po Margaritę i czekając na dostawę, przeglądnął wszystkie portale społecznościowe.
   Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi i uśmiechnął się na myśl o parującej pizzy. Jednakże za drzwiami nie stał dostawca w czerwonej czapce, a niewielkiego wzrostu szczuplutka blondynka z wielką walizką za plecami.

 - Nigdzie nie pójdziesz – powiedział stanowczym głosem brunet i mocniej zacisnął ramiona wokół drobnych pleców trzymanej przez siebie blondynki. – Słyszysz?!
 - Zayn uspokój się! – odkrzyknęła z uśmiechem i zaczęła mu się wyrywać. – Jesteś nienormalny! Wypuść mnie!
 - Nie – odpowiedział krótko, po czym uniósł ją i przewiesił sobie przez ramię.
   Blondynka szarpała się jeszcze przez chwilę, lecz zdając sobie sprawę z bezcelowości swojego sprzeciwu, odpuściła. Tymczasem chłopak niósł ją w kierunku samochodu, po czym usadowił ją na jego masce. Znalazł sobie miejsce między jej kolanami i oparłszy dłonie na połyskującej blasze, zaczął zbliżać swoją twarz w jej kierunku. Dziewczyna pokiwała głową z dezaprobatą i westchnęła ciężko, wyginając się do tyłu i tym samym uniemożliwiając mu pocałunek, jednakże po chwili jej plecy spoczęły na masce, a usta bruneta zatopiły się w jej własnych. Objęła nogami jego biodra i przyciągnęła do siebie bliżej, ręce splatając na jego karku i uniosła się lekko, by móc znaleźć się jeszcze bliżej niego. Ocierając się o umięśnioną klatkę piersiową pogłębiała pocałunki i pozwalała dłoni chłopaka zawędrować pod jej koszulkę, podczas gdy jego trawił wewnętrzny płomień.
   Dostawał obłędu w jej towarzystwie, a jego ciało machinalnie wykonywały ruchy mające na celu przybliżenie jej do siebie jeszcze bliżej. To pragnienie tak męczyło Malika, że w tym momencie pragnął ją jedynie pożreć jak kawałek czekoladowego tortu. Złożył za jej uchem krótki pocałunek, by zjechać językiem na szyję i zostawić na niej mokry, czerwony ślad. Blondynka cicho jęknęła, drapiąc paznokciami jego kark i ciaśniej zacisnęła swoje uda.
 - Koniec – powiedział nagle brunet, nieruchomiejąc, gdy temperatura w jego żyłach podskoczyła do niewiarygodnych liczb i odsunął się od dziewczyny. – Będziesz grzeczna?
 - Nie – powiedziała zadziornie i uniosła ku górze brwi, po czym powolnymi ruchami zaczęła odpinać guziki swojej bluzeczki, ukazując mu różową koronkę stanika. – Strasznie tu gorąco, nie uważasz?
 - Caroline opanuj się – powiedział stanowczym tonem i odszedł na kilka kroków, wciąż nie odrywając wzroku od jej dekoltu, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej dostępny. – To nie fair.
 - Nikt nie mówił, że będzie fair – zauważyła, bawiąc się zamkiem przy rozporku swoich obcisłych jeansów. Momentalnie rozpięła go i chłopak zauważył majtki, idealnie dopasowane do góry. Zacisnął mocniej zęby mając wrażenie, że coś wypala go od środka, lecz nie odwrócił wzroku od jej bioder, powoli kołyszących się w rytm jakiejś powolnej, tylko jej słyszalnej, melodii. Unosząc ku górze ramiona i rozstawiając szeroko nogi, zaczęła bawić się swoimi włosami, wyginając się na wszystkie strony. – To jak, Zayn?
 - Doskonale wiedziałaś, że tak będzie, prawda? – zapytał z przekąsem, a ona lekko skinęła głową. – Zaplanowałaś to sobie od początku. Teraz jesteś z siebie zadowolona?
- Bardzo – przyznała, uśmiechając się. - To zadziwiające jak dorosłego faceta może zmanipulować kształtna dupa. No chodź tu, malutki. I tak już przegrałeś. Możesz odebrać swoją nagrodę pocieszenia.



1 komentarz:

  1. no tak, jak ja od razu nie przeczytam, to potem zapominam, ale ostatnio korzystałam z każdej wolnej chwili i pisałam na swoje blogi. boże, jutro szkoła.. -.- mniejsza o to.. nie rozumiem, dlaczego ten rozdział ci się nie podoba! jak dla mnie był świetny i najlepszy wątek Nialla. no to Greg przegiął, serio? tak na brata naskakiwać? żal mu dupę ściska? ugh.. Liam i jego piękność są rozczulający ^^ okay, to czekam na kolejny chociaż nie wiem kiedy sie coś pojawi :c

    OdpowiedzUsuń


Statystyka