poniedziałek

One.

Kobieta perfekcyjna. Ona… powinna mieć błękitne oczy. Nie stalowe, nie niebieskie. Chcę, żeby były błękitne jak niebo nad Wolverhampton w czerwcowe południe. Oh, i chcę, żeby jej włosy pachniały jakimś pobudzającym zmysły, intensywnym zapachem. Granatem? I żeby falowały… w odcieniu gorzkiej czekolady. Żeby ładnie im było we wianku ze stokrotek…
 - Vas happening! – usłyszałem nagle przeraźliwy wrzask przyjaciela, który pojawił się obok nie wiadomo skąd, wybudzając mnie z myślowego letargu. – Idziemy grać w kosza!
 - Nie chce mi się – wzruszyłem leniwie ramionami i wyłożyłem nogi na stolik do kawy, który znajdował się nieopodal. Zayn westchnął tylko i wyszedł z mojej sypialni, tym samym wypełniając ją kojącą ciszą i spokojem. Trzeba było przyznać, że wyglądał dzisiaj kwitnąco.
  Przymknąłem oczy, chcąc powrócić do przerwanych myśli. Kobieta idealna powinna… Nie, nie mogę. Już wystarczy na dzisiaj.
Zrezygnowany spełzłem na dół, zastając w kuchni blondyna, pochylającego się z posępną miną nad kubkiem herbaty. Poklepałem go pokrzepiająco po ramieniu i wyciągnąłem z lodówki jogurt w butelce, który zacząłem pić. Chwilę później poczułem na sobie smutne, bławatkowe tęczówki.
 - Lepiej ? – zapytałem z nadzieją, choć w głębi podświadomości i tak wiedziałem, że to pytanie niema sensu.
 - Nie – odpowiedział jękliwie Niall, po czym stuknął czołem o marmurowy blat. Poczochrałem jego czuprynę, która i tak pozostawiała wiele do życzenia. Nie wiedziałem, co w tym momencie mógłbym zrobić, co doradzić Horan’ owi. – Liam… co ty byś zrobił na moim miejscu, co?
 - Trudno powiedzieć – podrapałem się po szczęce, sadowiąc naprzeciw niego. – Ja z reguły nie miewam takich problemów. Po prostu się nie znam. Zapytaj Zayn’ a.
 - Pytałem – wzruszył ramionami, znów zerkając na mnie szczenięcymi oczyma, które skruszyłyby najtwardszy beton. – Powiedział, że muszę żyć normalnie i zapomnę.
 - Dlatego ja zawsze powtarzam, że baby to same problemy… - dodałem jedynie na koniec i wróciłem do swojego pokoju, po czym zasnąłem. Wieczorem obudził mnie dzwonek do drzwi i głos Louis’ a, który nawoływał wszystkich na kolację. Zszedłem na dół i zobaczyłem chłopaków, otwierających trzy opakowania z Pizza Hut, lecz nie dostrzegłem Horana.
- Niall, chodź na pizzę – powiedziałem, podchodząc do drzwi sypialni przyjaciela, lecz przez dłuższą chwilę nie usłyszałem odpowiedzi. Nacisnąłem więc klamkę i przeszedłem przez próg, rozglądając się po pomieszczeniu.
Dostrzegłem go, leżącego na brzuchu, z rękami rozłożonymi przez całą szerokość łóżka. W jego prawej ręce spoczywał czarny marker. Unosząc wzrok wyżej dostrzegłem duży, staranny napis na ścianie, tuż nad wezgłowiem łóżka:

Close the door
Throw the key
Don't wanna be reminded
Don't wanna be seen.
Don't wanna be without you
My judgement is clouded
Like tonight's sky.

Po chwili intensywnego myślenia wpadłem na pomysł. Usiadłem obok niego i zacząłem szukać jednej z piosenek. Puściłem ją cicho i położyłem telefon obok jego głowy. Kiedy doszła do momentu, który wydał mi się najbardziej odpowiedni, zacząłem cicho śpiewać:

You can get addicted to a certain kind of sadness
Like resignation to the end
Always the end
So when we found that we could not make sense
Well, you said that we would still be friends
But I'll admit that I was glad it was over.

Podniósł głowę i spojrzał na mnie, mieszaniną nieustającego smutku i zdziwienia.
-  Nie znam się na kobietach – westchnąłem, po raz kolejny powtarzając swoje słowa, a piosenka Gotye’ go grała cicho w tle. – Ale jedyna sensowa rzecz, która w tym momencie przychodzi mi do głowy to przekreślenie rozdziału „Alice” markerem i napisanie pod nim „Niall”. Po prostu.
Poklepałem go po raz ostatni po plecach i opuściłem pomieszczenie, po czym zamknąłem za sobą drzwi. Zdążyłem jeszcze tylko zobaczyć, jak blondyn podnosi się i nad swoim wcześniejszym napisem pisze wielkimi literami imię brunetki, po czym z furią przekreśla i pod spodem dopisuje swoje własne. Czyżbym pomógł?
Schodząc na dół napotkałem pytające spojrzenia pozostałej trójki przyjaciół.
 - Bez zmian – odpowiedziałem i chwyciłem za kawałek pizzy Harry’ ego, za co dostałem opluty colą. – Dziecko, proszę! Użyj serwetki.
Louis i Zayn wybuchli śmiechem, a oburzony Styles kopnął mnie w kostkę.
 - Jefe rasz nazesz me dżeszkem – powiedział z pełnymi ustami, po czym przełknął. – To nakopię ci do dupy.
 - A może mnie dokopiesz? – powiedział Louis, uśmiechając się do niego zalotnie. – Tak bardzo chciałbym poczuć twoją wielką stopę na swojej dupie. Oh, Harry!
Zaczął wieszać mu się na szyję, wydając jednoznaczne okrzyki, a przerażony nagłym atakiem czułości Styles uciekł na drugi koniec salonu.
 - Harry, nie jedz na biegająco bo znów się upierdolisz jak ostatnio – rzucił Malik i pociągnął z butelki łyk piwa.
   Zachwycony Styles, stojąc na środku salonu ściągnął z siebie koszulkę a następnie spodnie i bokserki, po czym stanął przed Zayn’ em w całej okazałości.
 - A tak mogę jeść? – wyszczerzył swoje królicze zęby bimbając jednoznacznie tym, co natura mu dała.
 - Zabieraj swoją parówkę sprzed mojej twarzy, wystarcza mi kiełbasa na pizzy – burknął beznamiętnie Malik, po czym klepnął go siarczyście po wystającej dupie.
 - Harry, ja wciąż uważam, że ty się powinieneś zapisać na terapię do seksuologa – mruknąłem, starając się nie patrzeć na jego nagi tyłek, sadowiący się na poduszce, na której kiedyś mogła znajdować się moja twarz. – Ty masz jakiś problem z naturyzmem.
 - Urodziłem się nagi i nagi pozostanę – odrzekł, dumnie wypinając pierś, którą zdążył wymazać sosem do pizzy.
 - Dokładnie, bo ktoś cię kiedyś zastrzeli jak będziesz łaził z wywaloną fujarką przy jego dzieciach – podchwycił temat Louis, a ja i Zayn wybuchliśmy śmiechem.
 - Z czego rżymy? – zapytał Horan, pojawiający się nagle w przedpokoju. Odwróciłem głowę w jego kierunku i zobaczyłem, że choć jego oczy wciąż są zaczerwienione i spuchnięte, to wygląda o wiele lepiej i w końcu ubrał czysty podkoszulek. – I dlaczego pierwszą rzeczą, którą widzę po wyjściu z pokoju jest ptaszek Styles’ a!? I to w dodatku przy jedzeniu?!

Następnego poranka pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem po otworzeniu oczu była twarz niestwierdzonego naturysty, pochylającego się nade mną.
 - Hazza, idź sobie – mruknąłem odpychając go od siebie i odwróciłem się na bok. Po chwili usłyszałem ciche westchnienie i udawany szloch. – Czego ty chcesz o świcie, człowieku?!
 - Nikt mnie nie kocha – jęknął i zaczął wyć jak ranny pies.
 - Ja cię kocham, ale teraz spierdalaj – burknąłem, otulając się szczelniej kołdrą. Jednakże uciążliwy przyjaciel nie zamierzał opuszczać mojego łóżka, a tym bardziej pokoju. – Możesz spać ze mną, ale jak będziesz się wiercił, to cię wywalę.
Usłyszałem, jak ucieszony klaszcze w dłonie, po czym wskakuje pod moją kołdrę. Sekundę później poczułem, jak przytula swój policzek do moich pleców. Westchnąłem zrezygnowany i znów spróbowałem zasnąć, ignorując obecność innego faceta w swoim łóżku.
 - Gejuchy! – wrzasnęli równocześnie Zayn, Louis i Niall, wbiegając do mojego pokoju. Wskoczyli na łóżko i zaczęli po nim skakać, rozbudzając tym samym mnie, jak i śpiącego obok Harrry’ ego.
 - Boże, zero prywatności, prawda Liamku? – powiedział kobiecym głosem Styles, głaszcząc mnie po klatce piersiowej. – O boże, wy niszczycie naszą piękną pościel! Czy wy wiecie ile ja za nią zapłaciłam?!
 - Proszę wybaczyć, pani Payne – odpowiedział Zayn, po czym ukłonił się nisko z nadworną elegancją. – Czy królewska para życzy sobie czegoś?
 - Owszem – odpowiedziałem, zniżając nieco tembr swojego głosu. – Król Liam Pierwszy życzy sobie, aby wszystkie cztery zawszone poczwary zniknęły z tego pokoju i dały mu się wreszcie wyspać bo dzisiaj ma koncert i nie będzie zaspany śpiewał!!!
 - Ależ kochanie, nie krzycz – miauknął tuż nad moim uchem loczkowany przyjaciel. – Złość piękności szkodzi, a my byśmy nie chcieli, żebyś przestał być taki śliczniusi.

Szum przypominający kołyszące się fale na spokojnym morzu. Słońce świeci wysoko na nieboskłonie, prażąc niemiłosiernie. Horyzont wita intensywnością swojego błękitu. Gdzieś w oddali skrzeczą mewy.
Rozmigotany tłum fanów, ustawiony w amfiteatrze krzyczy głośno „One Direction”. Słyszę to, słyszę pomiędzy ich wrzaskami swoje imię. Słyszę również imiona swoich przyjaciół. Pragną poczuć to, co chcemy im dać, zobaczyć owoce naszej ciężkiej pracy. Czy warto spędzać godziny w studio, na treningach i próbach, marnować swoją młodość dla… tego? Warto, zawsze było i zawsze będzie. To jest moje miejsce, mój świat, moja bajka. Niczego więcej mi nie potrzeba.
 - Liam, jak tam? – zapytał Zayn, mocno ściskając moje spięte ramię. – Gotowy?
 - No pewnie – uśmiechnąłem się do niego lekko i odłożyłem na podłogę butelkę wody, którą trzymałem w ręce. – Idziemy?
 - One Direction wchodzicie za trzy… dwa…

You know I've always got your back girl,
So, let me be the one you come running too, running
too, r-r-running.
I say this just a matter of fact girl,
you just call my name,
I'll be coming through, coming through,
I'm c-coming.

Kończąc swoją zwrotkę, cofnąłem się nieco, udostępniając front sceny Harry’ emu. Skoczny rytm lekko mnie rozbujał, przymknąłem więc oczy wsłuchując się w niego. Ciało niemal automatycznie wykonywało ustalone i dopracowane perfekcyjnie ruchy, dlatego jedynym, co w tym momencie mnie obchodziło było zaśpiewanie czysto kolejnego, wspólnego wersu.
Koncert trwał długo. Mieliśmy więc czas nie tylko na zaśpiewanie większości piosenek, ale też na krótką rozmowę z fanami, co uwielbiałem. Podczas gdy chłopcy mówili coś do mikrofonu, miałem okazję rozejrzeć się po twarzach stojących najbliżej sceny dziewczyn. Szukałem tego co zwykle – brązowych, długich loków. Niestety, niczego interesującego nie znalazłem.
Jak zwykle po wielkim show, kiedy już wróciliśmy do hotelu, ekipa zorganizowała after-party. Wziąłem do ręki dwie butelki piwa i zmyłem się, zanim ktokolwiek zdołał mnie zauważyć. Zamykając za sobą drzwi do sypialni, którą dzieliłem z Niall’ em uświadomiłem sobie, że od dłuższego czasu nie dopisuje mi humor i radość, którą czerpię z wykonywanego zawodu nie jest… taka, jak dawniej. Niemożliwym jest, żebym się wypalał. Dopiero zaczęliśmy przygodę ze śpiewaniem, karierą i One Direction. Dlaczego więc, mając dziewiętnaście lat nie chce mi się nawet pobawić na imprezie z przyjaciółmi? Mam depresję?
 - Liam? – usłyszałem zza drzwi głos Horana. – Mogę wejść?
 - Sorry – powiedziałem, po otworzeniu mu drzwi. Wszedł do środka z zaskoczoną miną i usadowił się na łóżku, czekając aż zacznę mówić. Nie musiał zadawać żadnych pytań, doskonale mnie znał. – Ohm, po prostu nie mam ochoty na imprezy.
 - Payne, proszę cię  – zaśmiał się cicho i położył wygodniej na łóżku. – Dwa dni temu to ja miałem wielką deprechę i ty mnie pocieszałeś, czas na zamianę.
 - Nie mam żadnej depresji – obruszyłem się i zdjąłem z siebie marynarkę, po czym odwiesiłem ją na oparcie krzesła. – Po prostu zły nastrój, okej?
 - Nie musisz na mnie z tego powodu naskakiwać – rzucił, unosząc sceptycznie brwi. – Przejdź się może na jakiś spacer, co? A ja idę zabawić towarzystwo…
Po jego wyjściu poszedłem do łazienki, by wziąć odświeżający prysznic. Następnie przebrałem się w granatową bluzę z kapturem i założyłem czapkę z daszkiem. W takim stroju mogłem bezpiecznie opuścić hotel, kierując się w nieznanym sobie kierunku.
Świeże powietrze, które muskało moją twarz, uwolniło głowę od dręczących myśli. Nie byłem  pewien czy zapominanie o problemach było w tym momencie dobrym rozwiązaniem, ale jedynym, jakie przychodziło mi do głowy. Po kilkunastu minutach doszedłem więc do jakiegoś parku, połączonego z gigantycznym placem zabaw. Usiadłem na jednej z ławek i zacząłem przyglądać się bawiącym w piasku dzieciom. Przez kilkanaście minut dźwięk ich delikatnego śmiechu wypełniał całą moją głowę, aż w pewnym momencie gdzieś za sobą usłyszałem krzyk:
 - Frank! Frank złaź w tym momencie! - odwróciłem głowę i ujrzałem dziewczynę niewielkiego wzrostu, w szarej czapce, która wyciągała ręce ku siedzącemu na drzewie dziecku. – Frank, zrobisz sobie krzywdę!
 - Ale ja nie umiem! – odpowiedział jękliwie mały chłopiec, po czym wielkie jak gruch łzy zaczęły spływać po jego policzkach. – Nianiu, nie umiem!
   Przyglądając się przez chwilę tej żałosnej scenie, postanowiłem pomóc. Podszedłem więc do drzewa, pod którym wykłócała się parka i powiedziałem cicho do dziewczyny:
 - Może wam pomóc?
Zaskoczona, pokiwała skwapliwie głową, a ja wspiąłem się na drzewo, po czym biorąc małego chłopca na ręce, powrotem z niego zeskoczyłem. Postawiłem go na ziemi, a on od razu podbiegł do swojej niani, która wzięła go w ramiona i mocno przytuliła.
 - Boże, dziękuję panu bardzo – powiedziała łagodnie i z wdzięcznością, podchodząc do mnie z chłopcem na ręku. – Ten mały łobuz zawsze mi tak robi. Włazi gdzieś a potem nie idzie go wyciągnąć…
 - Do pana – postawił nagle żądanie i zaczął dziko wierzgać, wyciągając ku mnie ręce. Dziewczyna podała mi go i popatrzyła na nas z rozczuleniem. – Też kiedyś będę tak zeskakiwał z drzewa.
  - Żadem problem – uśmiechnąłem się do niej, po czym podrzuciłem lekko dziecko w rękach. – Frank, musisz słuchać swojej niani, bo kiedyś stanie ci się krzywda i co będzie?
 - Przepraszam – burknął tylko, po czym wyrwał się z moich rąk i pobiegł do piaskownicy.
 - Chyba pana polubił – powiedziała dziewczyna, śledząc wzrokiem za jego niewielką postacią. – Rzadko kiedy z kimkolwiek rozmawia.
 - Dzieci mnie lubią – wzruszyłem ramionami. – Jestem Liam.
 - Annalea – odpowiedziała z przekąsem, po czym wskazała na ławkę. – Ohm… Usiądziesz ze mną?
 - Okej – odpowiedziałem, po czym zajęliśmy miejsce nieopodal piaskownicy, w której bawił się Frank. – Wybacz, że zapytam… pewnie często ludzie zadają ci to pytanie… ale skąd takie wyjątkowe imię?
 - Oh – westchnęła ciężko, po czym wlepiła wzrok niebo. – Moi rodzice nie mogli się zdecydować, czy nazwać mnie Anna, czy Lea. Więc połączyli te dwa imiona i uczynili ze mnie właśnie takie dziwadło.
 - Jest bardzo ładne – odpowiedziałem niby od niechcenia i odwróciłem wzrok, lecz kątem oka dostrzegłem jak kąciki jej ust wygięły się nieco ku górze. – Fajna pogoda.
Popatrzyła na mnie z pożałowaniem, po czym obydwoje wybuchliśmy śmiechem. Nawet w Wielkiej Brytanii rozmawianie w ten sposób o pogodzie było dość dziwne.
 - Pięknie świeci słoneczko – odpowiedziała, odpinając guzik beżowego płaszcza ukazując tym samym niebieską sukienkę, po czym zdjęła z głowy czapkę. Dopiero wówczas dostrzegłem, że jej włosy były ciemnobrązowe i poskręcane w długie loki. Interesujące…
 - Mieszkasz w Londynie? – zapytałem, chcąc podtrzymać jakikolwiek temat i móc spojrzeć na nią dokładniej, by wyłapać kolor oczu. Moje przyzwyczajenia do szukania w kobietach nieistotnych detali bywały czasami doprawdy męczące.
 - W Dartford – odpowiedziała, zerkając na mnie i wówczas dostrzegłem, że są błękitne. – Niecałe dwadzieścia mil stąd. Ale spędzamy tu z Frankiem dość sporo czasu, bo jego rodzice uwielbiają Londyn.
W tym momencie zadzwonił mój telefon i przepraszając dziewczynę, odszedłem parę kroków, by go odebrać.
 - Halo? – rzuciłem naglącym tonem, chcąc jak najszybciej wrócić do przerwanej rozmowy.
 - Liam wracaj do hotelu, mamy sytuację totalnie kryzysową – odpowiedział z przejęciem Zayn. W oddali słychać było różnorakie hałasy a potem coś huknęło tuż przy słuchawce. – Błagam, szybko!
 - Dobra, zaraz będę – rzuciłem, po czym rozłączyłem się i wróciłem do brunetki, która uważnie mi się przyglądała.  - Cóż, muszę niestety iść, wzywają mnie.
 - Hm, Liam, jeszcze raz dzięki za pomoc – odpowiedziała, wstając.
 - Jeszcze raz mówię, że nic wielkiego – wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się ku niej lekko.
 - Frank, chodź pożegnać się z panem! – zawołała dzieciaka, który natychmiast wygrzebał się z piasku, odbiegł do mnie, po czym ścisnął mocno moje kolana.
 - Będzie pan znowu mnie ratował przed drzewem? – zapytał z nadzieją, wbijając we mnie zielonkawe spojrzenie.
– A kiedy znów będziecie w stolicy? – podniosłem oczy w kierunku jego niani, która wyjmowała z torebki chusteczki, by wytrzeć umorusanego łobuza.
 - Za dwa tygodnie, w weekend zapewne – wzruszyła ramionami, po czym przyciągnęła go ku sobie i zaczęła szorować pyzatą twarz . – Przychodzimy tu po południu, więc jeśli masz ochotę…
 - Okej, więc do zobaczenia za dwa tygodnie w weekend – rzuciłem, a ona wyciągnęła w moim kierunku dłoń. Uścisnąłem ją, po czym szybkim krokiem zacząłem wracać do hotelu.
Kiedy dotarłem okazało się, że sytuacja kryzysowa tak naprawdę była… komiczna. Bowiem upici w trzy dupy Louis i Harry zaczęli tańczyć dziki taniec, stojąc na środku stołu. Nago. Obydwaj. Obrzydliwe…

Wieczorem, kiedy leżałem w łóżku z Niallem chrapiącym obok, odpłynąłem myślami do chwili, gdy poznałem Annalea’ ę. Czy rzeczywiście, podczas naszego uścisku dłoni, wzdłuż mojego kręgosłupa aż do głowy prześlizgnęła się dziwna iskra, czy to tylko wymysł mej wybujałej wyobraźni? Nieważne.

Jaka powinna być kobieta perfekcyjna? Usta dość wyraziste i mające kolor malin. Przy delikatnym uśmiechu rzęsy, które powinny być długie, z gracją mają opadać na zaróżowione policzki. Chcę, żeby była nieco opalona. Raczej niewielkiego wzrostu. Włosy powinny opadać na szczupłe ramiona, a biust nie może być zbyt duży. Powinna mieć wyraźne wcięcie w talii i szczupłe nogi. Nosić sukienki…


2 komentarze:

  1. No no, Chrystyna jestem pod wrażeniem. Fajnie piszesz, w niektórych momentach miałem wrażenie, jakbym czytał własne teksty ;p Zajebiste było to jak jedli pizzę. Jak tylko przeczytałem, że ujrzał tą laskę to wiedziałem, że coś będzie, ale nie wiń się, bo przecież takie momenty są przewidywalne same z siebie, no przecież wiesz ; ) Well, biorę się za następne rozdziały. Rany, Dominik czytający o one Direction... :D Zdrowiej, piękna, zdrowiej : )

    OdpowiedzUsuń
  2. I zlikwiduj to cholerne kody do komentarzy!

    OdpowiedzUsuń


Statystyka