poniedziałek

Three.


 Zszedłem energicznie na dół, a Malik powoli poczłapał za mną. Nastawiłem czajnik na herbatę i wyciągnąłem z szafki butelkę wódki. Tymczasem on usiadł za blatem i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w drzwi od lodówki. Kiedy woda się zagotowała, zalałem woreczki, a następnie od serca wlałem do obydwu kubków alkoholu, po czym wszystko posłodziłem i zamieszałem wahadełkiem, które kiedyś dostałem w prezencie właśnie od Zayna.
  Wahadełko było to urządzenie ze stali nierdzewnej, składające się z kilkunastocentymetrowego, pręta średniej długości, z kuleczką na jednym końcu. Służyło mi do mieszania jedzenia i napojów bez użycia widelców czy noży, których zazwyczaj używałem. Dzięki pomysłowości Malika nigdy już nie miałem problemów z piciem napoi bez użycia… łyżki.
  Brunet wziął łyk wywaru, który dla niego zrobiłem i skrzywił się lekko. Trzeba było przyznać, że moja herbata nie smakowała zbyt dobrze, ale za to doskonale rozprężała mięśnie. Siedzieliśmy w milczeniu, powoli sącząc parujący płyn, gdy w końcu usłyszałem niski głos przyjaciela:
 - Tej zimy wróciła do domu Carol – powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, a gdy posłałam mu minę wyrażającą brak zrozumienia westchnął ciężko i pociągnął duży łyk. – Carol… Znamy się z dzieciństwa.
 - No i co z nią? – zapytałem, chociaż już zacząłem się domyślać, jaki przebieg będzie miała ta rozmowa. Malik tymczasem wzruszył ramionami i odwrócił wzrok w kierunku kuchennego okna, po raz kolejny przybliżając kubek do ust. – Rozumiem, że do czegoś między wami doszło, tak? - Przez chwilę milczał, wciąż wpatrując się w coś, co wydało mu się niezwykle interesujące. W rzeczywistości jednak chyba sam do końca nie wiedział w czym leży jego problem i jak mi odpowiedzieć. – Tak czy nie?
 - Niezupełnie – odburknął. – Po prostu to było coś innego, rozumiesz? - Doskonale rozumiałem, co stara się mi powiedzieć. Najwyraźniej po raz pierwszy w Maliku obudziło się coś innego niż pożądanie do kobiety i najzwyczajniej w świecie nie wiedział co ma z sobą zrobić. – Tylko nie myśl sobie, że się zakochałem, okej? To nie jest to… Po prostu…
 - Okej, nie tłumacz się – przystopowałem go i podniosłem się z barowego stołka, by odłożyć puste kubki do zmywarki. Popatrzyłem na niego przez chwilę, jak po raz kolejny wlepia pusty wzrok w swoje dłonie i westchnąłem ociężale czując, że jako przyjaciel muszę odwrócić jego uwagę od owej tajemniczej Carol, by zaznał chociaż chwili wytchnienia. – Ohm… powiem ci coś, tylko masz milczeć jak grób, jasne? – zapytałem, opierając się o blat i krzyżując ręce na piersi a brunet skinął lekko głową i zaczął przyglądać mi się z zainteresowaniem. – Tak więc ja też kogoś poznałem.
 - I? – pociągnął, ożywiając się nieco, a ja posłałem mu skwaszoną minę. Nigdy nie byłem skory do wyznań, a tym bardziej a temat uczuć. – Jak ma na imię, jak wygląda?
 - Ma na imię Annalea – odpowiedziałem. – No niskiego wzrostu, dość zgrabna, brunetka… - zawiesiłem się przez chwilę, a Zayn pokiwał ręką, każąc mi kontynuować. –  Tylko, że ona mieszka w Dartford i rzadko kiedy bywa w Londynie. Ale dużo gadamy na czacie i przez telefon…
 - Tak więc jaki widzisz problem, żeby wsiąść w samochód i pojechać do niej z wizytą? – przyjaciel uniósł wysoko brwi i odchylił się nieco na krześle, po czym obdarował mnie chytrym uśmieszkiem. – Boisz się?
 - Nie, kretynie – odparowałem, zirytowany jego zaczepkami. – Nie o to chodzi. Po prostu widzieliśmy się dwa razy, tak? Jakie mam prawo, żeby włazić jej z butami do prywatnego życia? Nawet nie wiem, czy ona ma ochotę na kontakt ze mną.
 - Daj spokój, nie baw się w jakiegoś Edwarda ze „Zmierzchu” tylko kuj żelazo póki gorące – poradził, uśmiechając się pod nosem. – Po prostu przy rozmowie wypytaj o jakiś dokładniejszy adres i pewnego słonecznego weekendu odwiedź ją pod przykrywką przejeżdżania niedaleko. Czy to takie trudne?
 - Wiesz, niby taki dobry z ciebie doradca matrymonialny, a sam sobie jakoś poradzić nie możesz… - burknąłem bez zastanowienia, co  momentalnie zgasiło Zayn’a. Dopiero po chwili, widząc jego urażoną minę, zdałem sobie sprawę, że chyba przegiąłem. – Dobra, przepraszam, okej? Po prostu nie chcę się jej narzucać…
 - Popatrz na to z drugiej strony – odpowiedział, również podnosząc się ze stołka. – Po jakimś czasie ona sobie pomyśli, że nie jesteś nią zainteresowany i da sobie z tobą siana. Mówię ci. Kuj żelazo póki gorące. Dobranoc.
    Wskoczył szybkim krokiem na schody i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zniknął za drzwiami swojej sypialni. Gasząc światło w  kuchni i wdrapując się na piętro zacząłem zastanawiać się nad słowami bruneta. Jego argumenty wydały mi się sensowne, zwłaszcza, że miał w tych sprawach o wiele więcej doświadczenia niż ja. Ale czy nie powinienem kierować się własnym rozsądkiem? W tym momencie rozmowa z przyjacielem zamiast pomóc, tyko namieszała mi w głowie, dlatego długo nie mogłem zasnąć, pomijając fakt chrapiącego obok Louisa.

    Moja kobieta idealna powinna mieć niewielkie dłonie ze szczupłymi palcami i zadbanymi paznokciami. Powinna poruszać się z gracją lecz stąpać ze stanowczością. Nie powinna nosić zbyt wiele biżuterii i cechować się skromnością…

    Nazajutrz rano dostaliśmy wiadomość o pilnym spotkaniu w studio, więc szybko zebraliśmy się i wsiedliśmy w piątkę do mojego samochodu. Kilkanaście minut później byliśmy na miejscu, gdzie menager poinformował nas o serii koncertów promujących nowe single na terenie całej Wielkiej Brytanii, która miała rozpocząć się we wrześniu.
 - Pozamykajcie wszystkie swoje sprawy – podsumował, zatrzaskując swoją aktówkę. – Chcę, żebyście się teraz skupili na tej trasie, potem wydajemy drugą płytę i ruszamy na podbój reszty świata. To jest jasne?
    Podekscytowani i zadowoleni wyszliśmy z budynku. Było dokładnie tak jak chciałem – mieliśmy całe wakacje dla siebie i wszyscy byli zadowoleni. Louis w końcu będzie mógł spędzać czas ze swoją dziewczyną, Harry i Niall zaczną żyć pełnią swojego singlowskiego życia, Zayn zapewne pojedzie do domu, a ja… Ja może zaplanuję serię wycieczek krajoznawczych do hrabstwa Kent?
 - Chłopaki, proponuję wyjść dzisiaj do klubu w ramach oblania ponad trzymiesięcznej wolności. Co wy na to? – zaproponował Harry, zacierając dłonie a ja zaśmiałem się głośno. – Rozumiem, że się zgadzacie.
 - Uważam, że to jeden z najlepszych pomysłów, jakie ostatnio miałeś – odpowiedział Zayn, klepiąc go lekko w ramię, po czym wszyscy wpakowali się do mojego samochodu i wróciliśmy do domu.
  Po krótkiej drzemce i obiedzie w postaci pizzy z potrójnym serem każdy był wypoczęty i gotów na klubowe podboje. Oczywiście zbiórka o godzinie dwudziestej musiała zostać przełożona na czterdzieści minut później, ponieważ Zayn nie mógł ułożyć kędziorka, który uporczywie mu sterczał, Harry zgubił swoje Szczęśliwe Skarpetki Na Podryw Dupeczek, Louis prowadził przydługą konwersacje przez telefon, a Niall z nudów podczas oczekiwania zaczął wyżerać lody, co skończyło się wielką, waniliowo-czekoladową plamą na środku jego koszulki. Jedynie ja, jak zwykle punktualny, stałem po środku przedpokoju i po raz setny przyglądałem się swojemu odbiciu w lustrze. Co prawda ani moja twarz ani włosy nie wyglądały zbyt dobrze, jednakże miewałem gorsze dni. Poprawiłem nieco czarną oksfordzką marynarkę, zawiązałem po raz trzeci buty i po raz chyba siódmy sprawdziłem, czy na pewno mam portfel.
 - Okej, ja już jestem gotów – odezwał się Lou, stając tuż obok. – Dobrze wyglądasz stary.
 - Dzięki - uśmiechnąłem się lekko. – Masz dokumenty?
   Szatyn skinął głową, a ja poklepałem lekko jego ramię, posyłając mu współczujące spojrzenie. Znając swoich przyjaciół doskonale wiedziałem, że bycie kierowcą (czyli jedynym trzeźwym osobnikiem) nie jest przyjemną fuchą.
 - Okej, nareszcie schowany – rzekł Malik, zbiegając sprężystym kokiem po schodach. Chwilę później pojawił się również Niall, który zdążył przebrać koszulkę na identyczną. – Styles!! Chodź! Nikt nie będzie ci oglądał stóp!
 - Idę! – okrzyknął i wyszedł ze swojej sypialni. – Skarpetusie są na miejscu, możemy iść rwać.
   Pół godziny później byliśmy w miejscu przeznaczenia. Louis zaparkował kilka przecznic niedaleko klubu, po czym zmierzyliśmy do środka. Gdy zobaczyłem olbrzymią kolejkę do wejścia, zrobiło mi się żal ludzi, którzy mogli spędzić tu nawet kilka godzin, szczególnie, że musieliśmy ich bezczelnie wyminąć, by podejść do ochroniarza.
 - Rezerwacja VIP roomu na nazwisko Louis Tommilson – powiedział Lou, po czym pokazał swój dowód osobisty, co było tylko formalnością. Ochroniarz bez mrugnięcia okiem wpuścił nas do środka i kilka sekund później siedzieliśmy już w zarezerwowanej loży na półpiętrze. Niemal od razu pojawiła się zgrabna kelnerka, której złożyliśmy zamówienie i czekając na realizację, rozkręciła się rozmowa. Jednakże nie miałem ochoty wysłuchiwać o szczegółach wrześniowej trasy. Tamten czas wydawał mi się obecnie zbyt odległy. Podniosłem więc tyłek z sofy i podszedłem do barierki swoistego rodzaju balkonu, w którym siedzieliśmy.
   Cały klub stylizowany był na siedemnastowieczny teatr. Zewsząd wisiały szkarłatne kurtyny, a stanowisko DJ’ a przypominało miniaturową scenę. Rozglądnąłem się po licznych balkonikach, w których mieściły się pokoje VIP, jednakże osoby znajdujące się nich zazwyczaj siedziały na sofach, piły i rozmawiały. Na dole z kolei roztaczał się olbrzymi dancefloor, na którym w rytm przyjemnej muzyki wibrował rozgrzany tłum.
 - Wszystko okej? – zapytał Zayn, kładąc na mym ramieniu dłoń. Odwróciłem twarz w jego kierunku i dostrzegłem zaniepokojone spojrzenie. Wzruszyłem tylko ramionami i znów zerknąłem w dół. – Liam, jeśli chodzi o Annaleę…
 - Dobra, nie chce mi się teraz o tym gadać – odpowiedziałem, po czym sięgnąłem po swojego drinka, którego podała mi kelnerka. Zatopiłem usta w płynie i poczułem przyjemnie zimny i ostry smak wódki z red bullem.
  Po godzinie mogłem z całą pewnością stwierdzić, że nigdy więcej nie wezmę tego do ust.

   Ten dzień był dla członków One Direction bardzo dziwny – wszyscy spędzili go na planowaniu podróży i pakowaniu. Louis wybierał się z wizytą do swojej dziewczyny Eleanor, dlatego z podekscytowaniem sięgającym zenitu wrzucał bez ładu i składu koszulki do swojej walizki. Harry wędrował wesoło po domu w samych majtkach, podśpiewując jakąś harcerską piosenkę. Na samą myśl, że przez kilka dni zostanie sam, dostawał ataku szczęścia i uśmiechał się szerzej, niż dozwalało brytyjskie prawo. Niall spakował wszystko, co było mu potrzebne do podróży samolotem, czyli parę podkoszulków i wielką torbę z prowiantem, po czym  wpakował się wczesnym rankiem do taksówki i odjechał ze łzą w oku. Tymczasem Malik siedział na balkonie i palił już trzeciego z rzędu papierosa, błądząc nieobecnym spojrzeniem po przechodniach. Spakowane walizki leżały w bagażniku mojego BMW i czekały, aż w końcu zdecyduje się wsiąść.
 - Zayn – położyłem dłoń na jego ramieniu. – Musimy jechać.  Samolot masz za niecałą godzinę.
   Podniósł się z ciężkim westchnieniem i wrzucił niedopałek do popielniczki, po czym z kwaśną miną zszedł na dół.
 - Na razie chłopaki – rzucił tylko i pomachał ręką do siedzących w salonie Styles’a, Tommilson’a i Kevin’a, po czym wyszliśmy, zatrzaskując za sobą drzwi. Zjechaliśmy windą do garażu i wyjechaliśmy na jedną z głównych londyńskich ulic. Malik milczał, wpatrując się w szybę, a ja włączyłem cicho radio i skupiłem się na drodze. Nie pozwalałem myślom odpłynąć, by nie dopuścić do sytuacji jak ta sprzed kilku dni, gdy prawie sprzątnąłem z ulicy przechodnia.  – Liam, jedziesz do Dartford?
  Odwróciłem lekko głowę w jego kierunku, zaskoczony, że w ogóle się odezwał. Przez chwilę milczałem, zastanawiając się nad odpowiedzią, lecz w ostateczności wzruszyłem jedynie ramionami.
 - Zrób to dla mnie – powiedział, wlepiając swoje wielkie jak orzechy włoskie oczy w moją twarz. – Przynajmniej ty zachowuj się normalnie w tej rodzinie, co?
 - Pożyjemy, zobaczymy – odpowiedziałem wymijająco i zgasiłem silnik na parkingu przy lotnisku. – Jesteśmy na miejscu.
   Pół godziny później, gdy samolot Zayn’ a wzbił się w powietrze, a ja odprowadziłem go wzrokiem, zawibrował mój telefon. Zerknąłem na wyświetlacz i dostrzegłem sms’ a od Harry’ego, w którym prosił, żebym kupił w drodze powrotnej piwo. Wypełniłem jego polecenie i wróciłem do domu z ośmioma butelkami, a także kilkoma paczkami chipsów. Usiedliśmy przed telewizorem, włączyliśmy „Auta” a potem „Gdzie jest Nemo” i zanim się spostrzegłem zapanowała północ. Styles pochrapywał obok, a pusta butelka wyślizgnęła mu się z ręki i potoczyła po dywanie pod stół. Podniosłem ją, pozbierałem resztę śmieci i wszystko wrzuciłem do kosza w kuchni, po czym zdjąłem przyjacielowi buty i wygodniej ułożyłem go na sofie. Przyniosłem jego ulubiony zielony kocyk, po czym go nim okryłem, a sam powędrowałem do swojej sypialni. Leżąc w łóżku zacząłem rozmyślać nad prośbą swojego najlepszego przyjaciela. Nie byłem pewien czy chcę ten jeden raz postąpić wbrew swojemu rozsądkowi i pojechać do Dartford. Musiałem podjąć jakąś decyzję, a w głowie wirowały mi wszystkie za, przeciw i cztery butelki piwa. Zacisnąłem mocno powieki, przetarłem dłońmi zmęczoną twarz i przywołałem obraz brunetki, która nie dawała mi spokoju choćby na chwilę. Przez moment jej spojrzenie mnie drażniło, bo zdawałem sobie sprawę, że jak na razie jest ona jedynym źródłem moich zmartwień i wątpliwości. Jednakże po chwili dostrzegłem, że uśmiecha się do mnie zachęcająco i przywołuje gestem dłoni. Nie wiedziałem, czy jest to wszystko moja bujna wyobraźnia, czy skutek lekkiego podchmielenia, ale miałem wrażenie, że naprawdę znajduje się tuż obok. I w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że brakuje mi jej obecności, że odcisnęła na mnie w ciągu tej krótkiej znajomości jakieś niewidzialne piętno, którego nie mogłem się pozbyć. Wszystko, cokolwiek bym nie postanowił, od dnia naszego spotkania jest ściśle powiązane z nią i chyba jedynie cud był wstanie to zmienić. Ten fakt zdecydowanie mnie przerażał. Nigdy nie byłem uzależniony od niczego, a tym bardziej jakiejkolwiek kobiety, ale w tym momencie czułem się jak narkoman, który do życia potrzebuje tylko jednego – Annalei.
   Moje ciało przeszył zimny dreszcz. Owinąłem się szczelnie kołdrą i odwróciłem na bok, po czym starałem się odgonić wcześniejsze myśli. Mimo, że ciało powoli ogarniała senność, wewnątrz czułem dziwny niepokój, a podświadomość podpowiadała mi, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Wiedziałem, że mój zdrowy rozsądek zapewne ma racje, jednakże podjąłem decyzję. Najprędzej jak to możliwe wyjeżdżam do hrabstwa Kent, żeby zmierzyć się ze swoim niespodziewanym i dziwnym uzależnieniem.

  Wychodząc w środku nocy z samolotu w rodzinnym mieście Zayn Malik nie spodziewał się ujrzeć nikogo, czekającego na jego przylot. Dlatego, gdy po przekroczeniu przesuwnych drzwi na lotnisku został zaatakowany przez czyjąś niewielką postać, był tak zaskoczony, że przez kilkanaście sekund w ogóle nie dochodziło do niego, co dzieje się dookoła. Dopiero po chwili udało mu się spostrzec, że osobą, która z piskiem rzuciła mu się na szyję była Carol.
   Carol. Brunet poczuł jak jego wnętrze zalewa fala gorącej przyjemności a serce spowalnia swój rytm. Rzucił na podłogę torbę, która spoczywała na jego ramieniu po czym szczelnie otoczył ją ramionami, przyciskając do siebie. Gdy poczuł ciepło jej ciała i delikatny zapach kwiatowych perfum, po jego karku przeszedł zimny dreszczyk.
 - Niespodzianka. – usłyszał cichy szept w okolicach swojego ucha, a jej oddech owionął delikatnie jego kark. – Nie mogłam usiedzieć w domu.
 - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę – odpowiedział, odsuwając ją od siebie na niewielką odległość, jedynie by móc przyjrzeć się jej pogodnej, lekko zarumienionej twarzy. Uśmiechnęła się do niego czule i złapała z rękę, po czym pociągnęła w kierunku wyjścia. Brunet zabrał swoją torbę i pomaszerował za nią, szczęśliwy tak bardzo, jak w momencie, gdy Simon Cowell obiecał uczynić z One Direction gwiazdy.
    Po opuszczeniu hali lotniska przeszli na parking, gdzie blondynka zostawiła swój samochód. Wsiedli do środka i wyjechali na pustą niemal trasę. Aby dojechać do ulicy, na której obydwoje mieszkali, musieli przejechać kilkanaście dobrych kilometrów i wyminąć po drodze sąsiadujące z Bradford Leeds. Jednakże po kilku minutach jazdy w volkswagenie Carol zaświecił się kontrolka pustego zbiornika. Zajechali na pobliską stację benzynową, gdzie zatankowali i kupili ciepłą herbatę.
 - Może się chwilkę przejdziemy? – zaproponowała McAdams, gdy wracali ze sklepu do samochodu. Brunet skinął lekko głową i skręcili na niewielką dróżkę, która prowadziła w głąb pól, roztaczających się za stacją benzynową.
   Powietrze tej nocy było rześkie i stosunkowo ciepłe, a na granatowym niebie nie wisiała ani jedna chmurka. Gwiazdy zdawały się wesoło migotać w rytm granych przez świerszcze melodii, a krzewy dookoła poruszały się powoli, bujane przyjemnym wietrzykiem. Mimo, że był środek nocy, doskonale widzieli drogę, po której szli. Zwężała się coraz bardziej, przemieniając w polną ścieżkę i zmniejszając dystans między nimi. Zanim obydwoje się zorientowali, szli ramię w ramię, czasem delikatnie się o siebie ocierając.
 - Nie mogę uwierzyć, że po mnie przyjechałaś – powiedział cicho Zayn i podniósł do ust swój kubek z herbatą, by zamaskować wpełzający na jego twarz uśmiech. Zerknął kątem oka w bok i spotkał jej rozczulone spojrzenie. – No co?
 - Mówisz tak, jakby to było coś dziwnego – zachichotała i wzruszyła lekko ramionami, po czym do końca wypiła swój napój i zaczęła bawić się kubeczkiem. – Po prostu się trochę stęskniłam za tobą, okej?
   Malik poczuł, jak gdzieś w okolicach jego żołądka wybucha tysiąc fajerwerków i już nawet nie próbował ukryć uśmiechu, który momentalnie pojawił się na jego twarzy. Przystanął, odłożył herbatę na ziemię i przyciągnął blondynkę za rękaw jej sweterka, po czym delikatnie do siebie przytulił. Nie opierała się, otoczyła drobnymi ramionami jego brzuch, wsuwając je pod bluzę i przyłożyła ucho do jego klatki piersiowej. Brunet pogłaskał jej włosy, po czym przysunął do nich swoje usta i lekko ucałował, zaciągając się jej zapachem, który momentalnie pobudził wszystkie jego zmysły. Przesunął szorstką dłonią po jej karku, zjechał na obojczyki, by po chwili znów powędrować do żuchwy. Dziewczyna wtuliła policzek  jego dłoń, by po chwili musnąć jej wewnętrzną stronę swoimi wargami. Czując to, Malik zamarł w bezruchu, jakby został sparaliżowany. Carol uśmiechnęła się lekko i stanęła na palcach, po czym wyjęła swoje dłonie spod jego bluzy i przejechała nimi po jego piersi, a potem szyi. Popatrzyła w oczy, które zdawały się w nią ślepo wpatrywać, a potem na lekko rozchylone usta i zatrzymała na nich wzrok, czekając na jego ruch.
  Po chwili zdezorientowany brunet otrząsnął się z oszołomienia i napędzany nieznanym dotąd impulsem, momentalnie nachylił się ku niej i wpił zachłannie w malinowe wargi. Przycisnął ją do siebie mocno i nie zamierzał puścić, bo zdawała mu się tylko snem, wymysłem jego pobudzonej ostatnio wyobraźni. Nie potrafił uwierzyć w to, że Carol, ta Carol z jego pragnień i cudownych wspomnień jest teraz przy nim i pozwala mu dotykać się i kosztować swoich ust. Zaśmiał się przy jej wargach jak wariat i uniósł ku górze drobne ciałko, narażając się na cichy pisk dziewczyny. Znów otoczyła jego szyję swoimi dłońmi i musnęła wargami jego wargi, by po chwili pogłębić pocałunek. Szczęśliwy jak jeszcze nigdy brunet postawił ją na ziemi, nie odrywając się od jej ust, a ona, czując grunt pod stopami zdecydowała się na odważniejszy krok. Delikatnie przygryzła jego dolną wargę a potem musnęła ją swoim językiem i popatrzyła na bruneta zachęcająco. Posłał jej niepewne spojrzenie, a ona zadziornie uniosła jeden kącik swoich ust i dotknęła długimi paznokciami klamry jego paska.


1 komentarz:

  1. No, nareszcie jakieś początki jakiś scen erotycznych ;p Fajnie to opisałaś, podobało mi się i w sam raz na koniec rozdziału. "Szczęśliwe Skarpetki Na Podryw Dupeczek" rozwaliło mnie to.

    OdpowiedzUsuń


Statystyka